Przyznaję bez bicia – mam ogromną słabość do musicali. To jest mój filmowy guilty pleasure – po prostu zawsze, kiedy mam gorszy dzień to sięgam po jeden z pewniaków, który poprawia mi humor. Najnowsza kinematografia też jest w stanie zadowolić moje filmowe oczekiwania: niżej przedstawiam najlepsze musicale ostatnich lat, które obejrzałam już przynajmniej trzy razy.
Oczywiście wiele zależy od nastroju, w jakim jesteście podczas seansu. Od lat polecam jedyny słuszny wybór: oglądanie samego (ew. z niekomentującą film osobą), po ciemku, bez żadnych przerw na przekąski lub wyjście do łazienki, jakby się było w kinie. Dopiero wtedy jest możliwy jak najlepszy odbiór dzieła, koncentracja na fabule, bohaterach i emocjach, jakie chciał w nas wywołać reżyser.
Spośród starszych, wyprodukowanych przed 2000 rokiem musicali, za prawdziwe perełki uznaję Grease, Skrzypka na dachu (moim zdaniem najlepszy musical w historii kina!) oraz Rocky Horror Picture Show. Podobało mi się Mamma Mia!, Upiór w operze, Deszczowa piosenka, Człowiek który płakał oraz Dirty Dancing.
The Greatest Showman
Historia amerykańskiego artysty, P.T. Barnuma, założyciela cyrku z trzema arenami, który przyniósł mu sławę. Jest wesoło, jest smutno, są sceny do wzruszenia i te zapierające dech w piersiach. Rewelacyjna ścieżka dźwiękowa i krzepiący serce finał przywracają wiarę w ludzi.
La la Land
Pianista jazzowy zakochuje się w początkującej aktorce. I nie ma happy endu. Jest dotkliwe cierpienie, są też chwile uniesienia, a nade wszystko przeszywające serce piosenki. Jak chociażby ta niżej. Zobaczcie, wczujcie się. Jeden z najbardziej „życiowych” filmów, jakie widziałam w przeciągu trzech lat.
Chicago
Chicago, 1929 rok. Roxie Hart, piosenkarka wodewilowa zamknięta za zabójstwo swojego kochanka, staje się obiektem podziwu oraz uwielbienia mediów. W pewnym okresie mojej edukacji odpowiadało się tylko na jedno pytanie: „Chicago czy Moulin Rouge?” Dla mnie wygrywał zdecydowanie ten pierwszy tytuł ze względu na dynamiczny, jazzowy soundtrack.
Les miserables (Nędznicy)
Fascynuje mnie ta historia. Oczywiście rewelacyjnej powieści Victora Hugo nie sposób przenieść na wielki ekran, jednak uważam, że udało się tu wyłuskać naprawdę dobre momenty i oddać dramat wielu bohaterów. Co ciekawe, reżyser wszystkie piosenki zdecydował się nagrywać na planie filmowym a nie w studiu, chcąc w ten sposób wskazać, ze nie liczy się czystość dźwięku lecz to co przeżywają postacie.
Panoramiczny obraz francuskiego społeczeństwa XIX wieku ze stosunkowo dobrą wykładnią porządku społecznego i idei, jakimi żyli ówcześni Paryżanie. Zachęcam do lektury pięciotomowej książki, jedna z najlepszych, jakie w życiu czytałam.
Veer-Zaara
Miałam w swoim życiu także okres fascynacji kinem Bollywood, dzięki któremu zainteresowałam się tamtejsza kinematografią. Takie indyjskie przeboje jak Veer-Zaara (moim zdaniem to najlepszy film tego gatunku), Gdyby jutra nie było, Żona dla zuchwałych, Coś się dzieje, Devdas i Salaam Namaste nie są mi obce. Najbardziej w pamięć jednak zapadła mi ta piosenka i to jest ostatni, piąty musical, który polecam z ostatnich kilku lat: